-Naprawdę jesteś bardzo inteligentna. Nawet powiedziałbym, że dorosła.
W odpowiedzi parsknęłam śmiechem. Nie czułam się taka. W rzeczywistości byłam małolatą z niewyparzonym językiem. Może miałam ten talent pisarski, plastyczny. Może byłam dobrym obserwatorem, ale co mi to dało? Nic. Kompletnie nic. Chyba, że mam wymienić wszystkie negatywy. Dużo ich było. Wystarczyło podciągnąć rękawy bluzy.
-Tak wygląda inteligencja i dorosłość? Nie.
Zmieszany spojrzał na moje poranione nadgarstki. W kąciku oka dostrzegłam łzę, która pragnęła się schować. Nie taka byłam w jego oczach. W jednej sekundzie autorytet stał się trupem. Byłam tego pewna, jak zbyt dużej gęstości powietrza.
-Ale... jak? Zawsze byłaś taka uśmiechnięta, zawsze tak mądrze opowiadałaś o życiu...
-Spójrz mi w oczy.
Odwrócił wzrok.
-Spójrz mi w oczy, do jasnej cholery! Widzisz w nich coś?
Widzisz w nich trupa, ale boisz się przyznać. Widzisz duszę. Zranioną, krwawiącą, martwą. Widzisz małe dziecko z żyletką w ręce. Nie powiedziałeś nic. Patrzyłeś i szukałeś. Czego? Niczego. Szczęścia, którego nie ma. Przytaknąłeś głową. Powiedziałeś, że widzisz śmierć. W oczach kryły się niewypowiedziane słowa. Krył się niemy krzyk. Ciszą błagałam o litość od życia. Potrafiłam mówić o życiu, oskarżać go o fałsze i zło. Nigdy jednak nie umiałam się przyznać, że to wszystko siedzi we mnie. Wziąłeś moje nadgarstki i pocałowałeś je delikatknie.
-Dla mnie zawsze będziesz inteligentna, a nawet dorosła.
niedziela, 29 grudnia 2013
niedziela, 22 grudnia 2013
Czas.
Trzecia rano. Może czwarta. Może czas był zwykłym złudzeniem, nie istniał. Nie wiem. Minuty mijały wolno, a czas dłużył się i dłużył. Definicja wyczekiwania. Nie pasowała tu. Nie czekałam na nic. Po prostu byłam. A może czekałam. Może wyczekiwałam momentu, by zapomnieć, by zacząć od nowa. Nie wiem. Nie wiedziałam nic. Potok myśli wdzierał się niebezpiecznie do głowy. Chwila spokoju. Czas leciał. Zegar tykał. Tik-Tak. Tik-Tak. Głucha cisza wypełniana tylko tym dźwiękiem. Tik-Tak. Samotność. Tik-Tak. Bezbarwna łzwa oświetlona płomieniem świecy. Tik-Tak. Krople krwi, układające się w rozmaite pajęczyny. Tik-Tak. Czas biegł, a te obrazy przesuwały się niczym retrospekcja. Blade ciało, tak mile kontrastujące z ciemnymi oczami i włosami. Ciało pełne blizn. Ciało, opowiadające historię. Tik-Tak. Historia potwora, cichego samobójcy mieszkającego w mojej głowie. Spod przymkniętych oczu, widziałam wszystko. Nieświadomie kaleczyłam swoje ciało, niszcząc duszę. Nie robiłam tego dosłownie. Ból rozrywał wystarczająco, by móc mnie zniszczyć. Tik-Tak. W agoni niemego krzyku rzuciłam zegarkiem. Huk poniósł się echem po pustym mieszkaniu. Trzęsłam się. Nie było łez. Był strach. Cisza. Brakowało zwykłego tik-tak. Nie było nic. Płomień świeczki dawał delikatną poświatę ciepła i jasności. Dostrzegłam to co naprawdę się ze mną stało. Byłam tak naprawdę nikim. Nie miałam nikogo, moi przyjaciele umarli. Otaczała mnie cisza. Zbyt dużo ciszy. Głuchej, bezimiennej ciszy. Był strach. Był płomień. Wyrwałam kartkę. Zapisałam na niej wszystko. Wszystko czego nienawidziłam, czego się bałam. Wszystko co chciałam zapomnieć. Depresja. Samotność. Cisza. Dusząca gęstość powietrza. Żyletka. Imię dawnej miłości. Od tego się zaczyna, jak to mówią. Przyłożyłam skrawek papieru do ognia. Spłonął, a z nim ja.
czwartek, 19 grudnia 2013
Dziś.
Dziś. Złudna nadzieja. Rozkruszone na kawałeczki serce. Zniszczona przyjaźń. Leżę w ciemnościach, a myśli zalewają mi skrupulatnie głowę. Między Niego, a Niego przebijają się delikatne takty pianina. Nostalgia pobudzona depresją. Smutek. Czemu? Bo tak. Najprostsza odpowiedź. I niech tak zostanie.
Wstałam jak zwykle spóźniona. Jak zwykle pełna nadziei na lepsze dziś. To złudzenie. Od pierwszej minuty ukrywam to co we mnie siedzi. Nakładam sztuczny uśmiech. Nawet oni nie wiedzą. Rodzice. Nie znają mnie. Ukrywając się pod "czarnym" stylem bycia, staram się być normalna. Nie wiem w sumie co to znaczy. Normalna, bo uśmiechnięta? Błąd. Pospolita. Taką udaję. Bycie innym to przepustka do samotności. Do śmierci. Tak właściwie to byłam inna. Nie znałam lepszego kłamcy, a zarazem kogoś tak prawdziwego. Inna. I N N A. Nie pospolita. Nie normalna.
Dzisiaj. Noc. Dzień i noc. Wstaje szare słońce i zapada mrok. Szkoła i stres. Sztuczny śmiech i udawana radość. Jakaś miła wymiana przyjemności. Stres i więcej stresu. To wagary, to jakaś kłótnia. Opuszczone znowu zajęcia. Zbyt dużo obowiązków. Za dużo wszystkiego. Wszystkiego co przytłacza. Zgubiłam się tu. Zgubiłam się w życiu. Zgubiłam się pośród odrobiny szczęścia, a głębinami mroku wciągnięta w jego otchłań. Smutek. Spotkanie. Długo wyczekiwana nadzieja na coś lepszego. Kolejne uśmiechy. Tym razem prawdziwe. Przy tych, których kocham nigdy nie udaję. Może raz? Może dwa? Błahostki. Nie potrafię kłamać, ale jestem w tym niesamowita. Skomplikowane. Ja też.
Pustka. Nagle brak życia. Nostalgia zwiastująca piekło na ziemi. Głupie wiadomości. Złamane serce. Złudne nadzieje. Zniszczona przyjaźń. To dziś. To ja. To moja kartka z pamiętnika.
Wstałam jak zwykle spóźniona. Jak zwykle pełna nadziei na lepsze dziś. To złudzenie. Od pierwszej minuty ukrywam to co we mnie siedzi. Nakładam sztuczny uśmiech. Nawet oni nie wiedzą. Rodzice. Nie znają mnie. Ukrywając się pod "czarnym" stylem bycia, staram się być normalna. Nie wiem w sumie co to znaczy. Normalna, bo uśmiechnięta? Błąd. Pospolita. Taką udaję. Bycie innym to przepustka do samotności. Do śmierci. Tak właściwie to byłam inna. Nie znałam lepszego kłamcy, a zarazem kogoś tak prawdziwego. Inna. I N N A. Nie pospolita. Nie normalna.
Dzisiaj. Noc. Dzień i noc. Wstaje szare słońce i zapada mrok. Szkoła i stres. Sztuczny śmiech i udawana radość. Jakaś miła wymiana przyjemności. Stres i więcej stresu. To wagary, to jakaś kłótnia. Opuszczone znowu zajęcia. Zbyt dużo obowiązków. Za dużo wszystkiego. Wszystkiego co przytłacza. Zgubiłam się tu. Zgubiłam się w życiu. Zgubiłam się pośród odrobiny szczęścia, a głębinami mroku wciągnięta w jego otchłań. Smutek. Spotkanie. Długo wyczekiwana nadzieja na coś lepszego. Kolejne uśmiechy. Tym razem prawdziwe. Przy tych, których kocham nigdy nie udaję. Może raz? Może dwa? Błahostki. Nie potrafię kłamać, ale jestem w tym niesamowita. Skomplikowane. Ja też.
Pustka. Nagle brak życia. Nostalgia zwiastująca piekło na ziemi. Głupie wiadomości. Złamane serce. Złudne nadzieje. Zniszczona przyjaźń. To dziś. To ja. To moja kartka z pamiętnika.
niedziela, 15 grudnia 2013
Psychiatryk.
Musiałam. Musiałam tam wejść. Przekraczając próg czułam praktycznie wszystko. Widziałam praktycznie wszystko. Szeptem w mojej głowie przypominały historię, opowieść tych, którzy tu byli. Moją opowiesc. Była niczym z horrorów. Ciało zaciągnięte siłą do pokoju bez okien i klamek. Rysunki na ścianach. Krew na podłodze. Zadrapania na materacu. Słyszałam szepty. Słyszałam ich głosy. Malunek szatana i mój niemy krzyk. Euforia. Drapalam ściany, krew splywala po moich palcach. Pragnęłam tylko stąd odejść. Ich umysł mnie przerażał. Ja starałam sie częścią tego poranionego świata. Mój wizerunek przytlaczal. Wzbudzał litość, ale nie u nich. Zabrali mnie. Ciągnęli bezwladne ciało pragnące śmierci. Znów złapałam ściany. Nagle biała sala. Pasy. Igły. Upragniony sen. Dom. Uciekłam, a może mnie zabrali? Nie wiem.
Teraz wróciłam. Tego co było już nie ma. Był tylko budynek. Budynek i umierające dusze. Krążyłam po psychiatryku. Sama. Widziałam wszystko jak wtedy. Ślady paznokci na ścianach idealnie dopasowane do moich palców. Zaschniete struzki krwi. Wspomnienia uderzyły niczym młotem. Mimo to brnelam dalej. Widziałam innych ludzi. Dosłownie. Ich martwe ciała leżące bezwladnie na łóżkach. Bez miłości. Chorzy nie mogli być kochani. Nigdy. Nigdy nie dostaliśmy tej miłości, która była nam potrzebna. To nas niszczyło. Krzyki, płacz. Pustka w oczach. Szlam dalej. Mój pokój. Taki jaki był kiedyś. Miałam go. Poziom -1. Kaplica. Poziom -2. Kostnica. Ciała ludzi poukładane w sterty, niektóre w workach, inne rzucone i zapomniane. Ujrzałam siebie. Byłam jedną z nich. Umarlismy. Lezelismy porzuceni. Lustro. Jego skrawek. Moje odbicie. Blada skóra. Zyletka w dłoni. Uciekłam.
Teraz wróciłam. Tego co było już nie ma. Był tylko budynek. Budynek i umierające dusze. Krążyłam po psychiatryku. Sama. Widziałam wszystko jak wtedy. Ślady paznokci na ścianach idealnie dopasowane do moich palców. Zaschniete struzki krwi. Wspomnienia uderzyły niczym młotem. Mimo to brnelam dalej. Widziałam innych ludzi. Dosłownie. Ich martwe ciała leżące bezwladnie na łóżkach. Bez miłości. Chorzy nie mogli być kochani. Nigdy. Nigdy nie dostaliśmy tej miłości, która była nam potrzebna. To nas niszczyło. Krzyki, płacz. Pustka w oczach. Szlam dalej. Mój pokój. Taki jaki był kiedyś. Miałam go. Poziom -1. Kaplica. Poziom -2. Kostnica. Ciała ludzi poukładane w sterty, niektóre w workach, inne rzucone i zapomniane. Ujrzałam siebie. Byłam jedną z nich. Umarlismy. Lezelismy porzuceni. Lustro. Jego skrawek. Moje odbicie. Blada skóra. Zyletka w dłoni. Uciekłam.
środa, 11 grudnia 2013
To wojna.
Wojna.
To wojna!
Martwe ciała.
Przelana krew.
Walka.
Ojczyzna.
To dla ojczyzny!
Patrioci.
Walczmy.
Za kraj.
Za wolność.
To wojna.
Owinięci biało-czerwoną flagą.
Kroczmy ku wygranej.
Kroczmy ku wolności.
Kroczmy, by żyć.
To wojna!
Martwe ciała.
Przelana krew.
Walka.
Ojczyzna.
To dla ojczyzny!
Patrioci.
Walczmy.
Za kraj.
Za wolność.
To wojna.
Owinięci biało-czerwoną flagą.
Kroczmy ku wygranej.
Kroczmy ku wolności.
Kroczmy, by żyć.
Człowiek.
Istota ludzka.
Człowiek.
Osoba bezduszna.
Egoista.
Rasista.
Podły.
Chciwy.
Samolubny.
Agresywny.
Zazdrosny.
Co się dzieje z tym światem?
Gdzie są ludzie?
Ci mili.
Ci dobrzy.
Ci pomocni.
Patrzę na nich.
Płaczę.
Wstydzę się być człowiekiem.
Człowiek.
Osoba bezduszna.
Egoista.
Rasista.
Podły.
Chciwy.
Samolubny.
Agresywny.
Zazdrosny.
Co się dzieje z tym światem?
Gdzie są ludzie?
Ci mili.
Ci dobrzy.
Ci pomocni.
Patrzę na nich.
Płaczę.
Wstydzę się być człowiekiem.
niedziela, 8 grudnia 2013
Hospital fot Souls
I wtedy zrozumiałem, jak trudno jest się zupełnie zmienić,kiedy się zadomowisz, nawet piekło wydaje się miłym miejscem.Po prostu chciałem, aby moje wewnętrzne odrętwienie odeszło. Nieważne jak bardzo masz przejebane, słońce powróci, a ty wrócisz na ziemię!Zabawne jest to, że wszystko czego kiedykolwiek chciałem, już dawno posiadałem. Przebłyski nieba są w każdym dniu! W każdym przyjacielu którego mam, w muzyce którą tworzę, w miłości którą czuję, po prostu musiałem zacząć jeszcze raz. ~"Hospital For Souls"
Mała motywacja by walczyć na dobranoc.
Mała motywacja by walczyć na dobranoc.
piątek, 6 grudnia 2013
Walcz.
Nie mogę zrozumieć jednej rzeczy. Dlaczego? Powiedz mi dlaczego tak łatwo się poddajesz? Milczysz. To Twój krzyk. Tylko ja go słyszę. Widzę jak bardzo tego pragniesz. Ciało opada z sił. Więdnieje. Nie masz czym oddychać. Gęstość powietrza Cię dusi. Powoli odchodzisz. Ja nadal nie rozumiem. Chcę walczyć. Ty też musisz chcieć. Walka. Walka o życie. Twoje. Rozumiesz? W A L C Z! Nadal milczysz. Ciemne łzy spływają po Twoich policzkach. Proszę, powiedz mi wszystko. Nadal płaczesz. Wycięgasz poranione nadgarstki w moją stronę, po czym je chowasz. Powiedz mi krótko. Chcesz walczyć? Chcesz żyć? Chcesz. Widzę to. Mimo to upadasz. Staczasz się. Po raz kolejny Cię łapię. Nie umrzesz, rozumiesz?! W roztdrgnieniu zapalam papierosa. Wiem, że tego nienawidzisz. Twoje oczy zrobiły się duże. Każesz mi to wyrzucić. Teraz widzisz jak ja się czuję? Ja też umarłem. Każda pomoc bardziej mnie niszczy. Jestem trupem większym od Ciebie. Jestem bliższy zrobienia tego czego pragniesz. Boli, prawda? Boli. Będzie bolało. Moje martwe ciało spogląda na Twoje z góry. Jesteśmy trupami pragnącymi życia. Zwłokami stąpającymi na ziemi. Umarliśmy by żyć. By wśród bólu znaleźć raj. Może to miłe piekło? Może raj jest tym miejscem, którego się boimy? Nigdy się nie przekonamy. Twoja osłabiona postura. Moja wyniszczona Tobą psychika. Chcę walki. Chcę życia. Chcę ostatecznego bólu oznaczającego szczęście. Może to ten czas? Może Twój ból i odejście sprawiły, że naprawdę umarłem? Może dlatego chcę walki dla nas. Będę walczył. Przysięgam. To ostatni raz, gdy upadasz. Ostatnia kreska na twoim ciele. Pozbędziesz się pistoletu tak chętnie przystawianego do skroni. Zabijmy to zło w nas, zanim ono ostatecznie zabije nas.
Subskrybuj:
Posty (Atom)