niedziela, 22 grudnia 2013

Czas.

Trzecia rano. Może czwarta. Może czas był zwykłym złudzeniem, nie istniał. Nie wiem. Minuty mijały wolno, a czas dłużył się i dłużył. Definicja wyczekiwania. Nie pasowała tu. Nie czekałam na nic. Po prostu byłam. A może czekałam. Może wyczekiwałam momentu, by zapomnieć, by zacząć od nowa. Nie wiem. Nie wiedziałam nic. Potok myśli wdzierał się niebezpiecznie do głowy. Chwila spokoju. Czas leciał. Zegar tykał. Tik-Tak. Tik-Tak. Głucha cisza wypełniana tylko tym dźwiękiem. Tik-Tak. Samotność. Tik-Tak. Bezbarwna łzwa oświetlona płomieniem świecy. Tik-Tak. Krople krwi, układające się w rozmaite pajęczyny. Tik-Tak. Czas biegł, a te obrazy przesuwały się niczym retrospekcja. Blade ciało, tak mile kontrastujące z ciemnymi oczami i włosami. Ciało pełne blizn. Ciało, opowiadające historię. Tik-Tak. Historia potwora, cichego samobójcy mieszkającego w mojej głowie. Spod przymkniętych oczu, widziałam wszystko. Nieświadomie kaleczyłam swoje ciało, niszcząc duszę. Nie robiłam tego dosłownie. Ból rozrywał wystarczająco, by móc mnie zniszczyć. Tik-Tak. W agoni niemego krzyku rzuciłam zegarkiem. Huk poniósł się echem po pustym mieszkaniu. Trzęsłam się. Nie było łez. Był strach. Cisza. Brakowało zwykłego tik-tak. Nie było nic. Płomień świeczki dawał delikatną poświatę ciepła i jasności. Dostrzegłam to co naprawdę się ze mną stało. Byłam tak naprawdę nikim. Nie miałam nikogo, moi przyjaciele umarli. Otaczała mnie cisza. Zbyt dużo ciszy. Głuchej, bezimiennej ciszy. Był strach. Był płomień. Wyrwałam kartkę. Zapisałam na niej wszystko. Wszystko czego nienawidziłam, czego się bałam. Wszystko co chciałam zapomnieć. Depresja. Samotność. Cisza. Dusząca gęstość powietrza. Żyletka. Imię dawnej miłości. Od tego się zaczyna, jak to mówią. Przyłożyłam skrawek papieru do ognia. Spłonął, a z nim ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz