Przebywałam w ciemnej otchłani mojego pokoju. Oświetlony jedynie płomieniem zapalnej świeczki. Trzymałam ją w dłoniach. Krople wosku spływały mi na ciało. Sprawiały taki delikatny ból. Lubiłam go. Łagodniejsza forma tego bólu, którego tak naprawdę potrzebowałam.
Od dzieciństwa uczono mnie, że za złe czyny otrzymywało się kary, ja je dawałam sobie sama. Byłam złym człowiekiem. Zawodziłam ludzi, sprawiałam wiele bólu. Nie potrafiłam tak żyć. Ludzie powtarzali, że nie jestem taka jaką się czułam. Ja jednak wiedziałam co w nich siedzi. Niszczyłam ich psychicznie. Niszczyłam ich fizycznie. Sprawiałam, że umierali od środka. Moje życie toczyło się w poczuciu winy. Kara była niezbędna. Starałam się być inna. Próbowałam być taka jaką powinni mnie znać. Zaczęło mi się to udawać. Nie wiedzieli tylko o jednym. Miałam sekret. Nie wiedział o nim nikt. Nawet moja najlepsza przyjaciółka. To by zniszczyło ją bardziej. Każdego zniszczyło by to bardziej, a tego pragnęłam uniknąć.
Moim sekretem była kara. Sprawianie sobie bólu w każdej możliwej postaci. Zaczęło się dosyć niewinnie. Lekkie,, ale głębokie ukłucia cyrklem. Nie sprawiało większego bólu, ale po części była to jakaś kara. Pragnęłam więcej. Zaczęłam się ciąć. Żyletka notorycznie okaleczała moje ramiona, uda, brzuch. Była częścią mnie. Nikt o niej nie wiedział. Starałam się jej używać wtedy, gdy było to najbardziej potrzebne. Wtedy, kiedy raniłam najbardziej. Jednakże raniłam cały czas, raniłam tłumiąc w sobie ten sekret. Stałam się obcą osobą. Nie umiałam rozmawiać z ludźmi. Straciłam kontakt z wieloma osobami. Byłam samotna, a na nadal był formą kary. Karałam się, bo raniłam innych. Karałam się, bo raniłam siebie. Karałam się, bo stałam się inna. wszystko co robiłam zasługiwało na karę.
Teraz też. Wiedziałam, że przyczyniłam się do zła okalającego ten świat. Gorący wosk był tym początkowym bólem. Chciałam przejść dalej, ale ukajał mnie. Nie umiałam wykonać ruchu. Nie umiałam nic zrobić. To ja byłam zła. Te kry były złe. Ten nałóg był zły. Może to czas stać się lepszym człowiekiem? Tak, czas być lepszą. Ale? Ale nie umiem.
niedziela, 27 października 2013
wtorek, 22 października 2013
List.
Droga mamo, Drogi tato,
Drodzy przyjaciele.
Drogi chłopaku,
Ach tak. Zapomniałam. Ja nie mam chłopaka. Nie jestem na tyle kochana, by go mieć. Nie wiem nawet czym sobie zasłużyłam na przyjaciół. Bardziej ich niszczyłam, niż pomagałam. Byłam tym kawałkiem, który wszystko niszczył. Byłam złem.
Właśnie pisze ten list. Nie wiem nawet po co. Nie wiem co mam w nim napisać.Wiem, że po napisaniu go będę martwa. Znajdziecie mnie w kałuży krwi, obok roztrzaskaną butelkę z wódką i może jakieś tabletki, których nie zdążyłam przełknąć. Może nawet nadal będę żywa. Nie wiem. Ostatnio nic mi nie wychodzi. Nawet głupia śmierć mi nie wyjdzie. Zdążę wtedy spalić ten list, a jeśli nie, to znaczy, że mi się udało. Chociaż to jedno. Może będę w końcu waszą wymarzoną córeczką i zrobię coś dobrze, co jeszcze bardziej was nie zawiedzie. Może będę waszą wymarzoną przyjaciółką, której nie trzeba upominać za wszystko, na którą nie trzeba krzyczeć. Może w końcu będę idealna. Będę taka, kiedy będę martwa.
Prawda jest taka, że nie chcę odejść, ale muszę. Jestem tu niepotrzebna. Czuję się niekochana. W powietrzu brakuje tlenu. Nie mam czym oddychać. Jedyne co odczuwam to ból. Wiecie, że się cięłam? Wiecie, że się głodziłam? Wiecie, że płakałam nocami? Wiecie? Nie, nie wiecie. Wiedziała to tylko jedna osoba. Wstydziłam się tego, ale nie umiałam przestać. Świat zaczął mnie męczyć. Wiele razy słyszę jak bardzo się zmieniłam. Jak bardzo gorsza jestem. To świat nie tak zniszczył. Życie stawiało mi same przeszkody, a ja byłam zbyt słaba, by je pokonać.
Płaczę, nie umiem zrobić nic innego, tylko płaczę. Żyletka już została użyta. Widzicie te czerwone kropelki? To moja krew Te ciemne plamki? To moje łzy. To jestem ja. Jestem nikim i nikim pozostanę. Nikt mnie nie będzie kochał. Prędzej uwierzę w Świętego Mikołaja, niż miłość. Potrafię kochać, co mnie tak naprawdę zgubiło. Każdy tylko bardziej ranił. Moje serce oddawało miłość zamiast ją przyjąć. Teraz odchodzę, by móc znów ją poczuć, a może nie poczuć już nic? Może przestanę czuć ból? O, tabletki. Jedna, druga, garść. Czuję się senna. Przestaję cokolwiek widzieć. Łzy zakrywają mi oczy. Szczypią mnie, przez co płaczę bardziej. Kartka jest taka jakby mokra, pognieciona, zniszczona. Jest jak ja.
Już czas. Pamiętajcie tylko, że wam dziękuję. Dziękuję, że byliście chociaż ten pewien krótki szczęśliwy czas. Oddaję wam resztki mojej miłości. Chrońcie ją.
Martwa.
Drodzy przyjaciele.
Drogi chłopaku,
Ach tak. Zapomniałam. Ja nie mam chłopaka. Nie jestem na tyle kochana, by go mieć. Nie wiem nawet czym sobie zasłużyłam na przyjaciół. Bardziej ich niszczyłam, niż pomagałam. Byłam tym kawałkiem, który wszystko niszczył. Byłam złem.
Właśnie pisze ten list. Nie wiem nawet po co. Nie wiem co mam w nim napisać.Wiem, że po napisaniu go będę martwa. Znajdziecie mnie w kałuży krwi, obok roztrzaskaną butelkę z wódką i może jakieś tabletki, których nie zdążyłam przełknąć. Może nawet nadal będę żywa. Nie wiem. Ostatnio nic mi nie wychodzi. Nawet głupia śmierć mi nie wyjdzie. Zdążę wtedy spalić ten list, a jeśli nie, to znaczy, że mi się udało. Chociaż to jedno. Może będę w końcu waszą wymarzoną córeczką i zrobię coś dobrze, co jeszcze bardziej was nie zawiedzie. Może będę waszą wymarzoną przyjaciółką, której nie trzeba upominać za wszystko, na którą nie trzeba krzyczeć. Może w końcu będę idealna. Będę taka, kiedy będę martwa.
Prawda jest taka, że nie chcę odejść, ale muszę. Jestem tu niepotrzebna. Czuję się niekochana. W powietrzu brakuje tlenu. Nie mam czym oddychać. Jedyne co odczuwam to ból. Wiecie, że się cięłam? Wiecie, że się głodziłam? Wiecie, że płakałam nocami? Wiecie? Nie, nie wiecie. Wiedziała to tylko jedna osoba. Wstydziłam się tego, ale nie umiałam przestać. Świat zaczął mnie męczyć. Wiele razy słyszę jak bardzo się zmieniłam. Jak bardzo gorsza jestem. To świat nie tak zniszczył. Życie stawiało mi same przeszkody, a ja byłam zbyt słaba, by je pokonać.
Płaczę, nie umiem zrobić nic innego, tylko płaczę. Żyletka już została użyta. Widzicie te czerwone kropelki? To moja krew Te ciemne plamki? To moje łzy. To jestem ja. Jestem nikim i nikim pozostanę. Nikt mnie nie będzie kochał. Prędzej uwierzę w Świętego Mikołaja, niż miłość. Potrafię kochać, co mnie tak naprawdę zgubiło. Każdy tylko bardziej ranił. Moje serce oddawało miłość zamiast ją przyjąć. Teraz odchodzę, by móc znów ją poczuć, a może nie poczuć już nic? Może przestanę czuć ból? O, tabletki. Jedna, druga, garść. Czuję się senna. Przestaję cokolwiek widzieć. Łzy zakrywają mi oczy. Szczypią mnie, przez co płaczę bardziej. Kartka jest taka jakby mokra, pognieciona, zniszczona. Jest jak ja.
Już czas. Pamiętajcie tylko, że wam dziękuję. Dziękuję, że byliście chociaż ten pewien krótki szczęśliwy czas. Oddaję wam resztki mojej miłości. Chrońcie ją.
Martwa.
poniedziałek, 14 października 2013
Czy pokochasz?
Czy pokochasz
dziewczynę z bliznami?
Czy pokochasz
jej zranione serce?
Czy pokochasz
jej zniszczoną psychikę?
Czy pokochasz
jej smutne oczy?
Czy pokochasz
jej nieszczery uśmiech?
Pokochasz ją?
Pomożesz jej?
Będziesz przy niej?
Nie?
Nie.
Nie będziesz.
Nie pokochasz.
Jej już nie ma.
dziewczynę z bliznami?
Czy pokochasz
jej zranione serce?
Czy pokochasz
jej zniszczoną psychikę?
Czy pokochasz
jej smutne oczy?
Czy pokochasz
jej nieszczery uśmiech?
Pokochasz ją?
Pomożesz jej?
Będziesz przy niej?
Nie?
Nie.
Nie będziesz.
Nie pokochasz.
Jej już nie ma.
poniedziałek, 7 października 2013
Samotność
Idę lasem. Drzewa. Cisza. Spokój. Jestem sama. Sama
jak palec. Sama. Samotna. Zaczynam biec. Krzyczeć. Nikt mnie nie słyszy.
Dalej biegnę. Tracę równowagę. Nikt mnie nie podnosi. Samotność. Nikt
mnie nie słyszy. Samotność. Płaczę. To ja doprowadziłam się do tego stanu. To ja zniszczyłam to wszystko. Moim fałszem. Moją dwulicowością. Byłam nikim.
Sprawiłam, że odeszli ci, których tak naprawdę potrzebuję. Straciłam
ich. Może sama odeszłam? Życie mnie zmieniło. Nie umiałam ufać. Nie
umiałam kochać. Bałam się i to mną kierowało. Strach. Strach przed
ludźmi. Strach przed tym kim się stałam.
Na moich skostniałych z zimna palcach poczułam łzy. W końcu opadły. Nie wiedząc w sumie po co to robię, krzyczałam. To dawało niewyjaśnione ukojenie. Ból wewnętrzny zamierał. Byłam krzykiem. On wypełniał całą mnie. Płakałam i krzyczałam. Opadłam z sił. Leżałam szlochając. Zapadający zmrok. Jutro będzie dzień. Ten fakt bolał najbardziej. Wstałam. Oparłam się o drzewo. Otarłam krwawiące dłonie. Zaczęłam iść dalej. Chciałam odejść jak najdalej od chorej rzeczywistości. Gdy nadejdzie jutro, mnie nie będzie. Nie spotkam tych, których co dzień mijam. Nie będę czuła bólu. Nie było nikogo, dla kogo mogłabym zostać. Szłam dalej potykając się. Las z każdej strony był taki sam. Nie czułam strachu. Czułam desperację. Wyjść jej na spotkanie. Trafiłam na jakąś drogę. Szłam nią i czekałam na upragniony koniec. Nie udało się. Zostałam. Nie wpadłam pod żadną ciężarówkę. Nie zabiło mnie zwierze. Zabiła mnie samotność we własnym mieszkaniu. Tam zostawiłam za sobą ślad, w postaci krwi. Nic więcej. Dla nikogo. Samotność.
Na moich skostniałych z zimna palcach poczułam łzy. W końcu opadły. Nie wiedząc w sumie po co to robię, krzyczałam. To dawało niewyjaśnione ukojenie. Ból wewnętrzny zamierał. Byłam krzykiem. On wypełniał całą mnie. Płakałam i krzyczałam. Opadłam z sił. Leżałam szlochając. Zapadający zmrok. Jutro będzie dzień. Ten fakt bolał najbardziej. Wstałam. Oparłam się o drzewo. Otarłam krwawiące dłonie. Zaczęłam iść dalej. Chciałam odejść jak najdalej od chorej rzeczywistości. Gdy nadejdzie jutro, mnie nie będzie. Nie spotkam tych, których co dzień mijam. Nie będę czuła bólu. Nie było nikogo, dla kogo mogłabym zostać. Szłam dalej potykając się. Las z każdej strony był taki sam. Nie czułam strachu. Czułam desperację. Wyjść jej na spotkanie. Trafiłam na jakąś drogę. Szłam nią i czekałam na upragniony koniec. Nie udało się. Zostałam. Nie wpadłam pod żadną ciężarówkę. Nie zabiło mnie zwierze. Zabiła mnie samotność we własnym mieszkaniu. Tam zostawiłam za sobą ślad, w postaci krwi. Nic więcej. Dla nikogo. Samotność.
Depresja.
Co mnie najbardziej boli? Brak tolerancji ze strony wielu ludzi. To, ze nie mogą zrozumieć, że ktoś jest inny i zaakceptować go takiego jakim jest. Spotykałam się z wieloma obelgami, mówionymi niby w żartach, ale bolały. Głupie wyśmiewanie się, które z każda chwilą niszczyło coraz bardziej. Gorsze może być jeszcze wyśmiewanie się poprzez "anonimka". Ktoś zna o tobie wiele szczegółów i wyśmiewa cię, niszcząc cię powoli. Zna sztuczki, które z każdym krokiem zwalają cię z nóg i wpędzają do grobu. Najgorsze, że nie wiesz kto to. Płaczesz, jedyne czego pragniesz to ucieczka. Ucieczka do innego bólu. Może żyletka, może skok w przepaść? Zależy jak bardzo twoja psychika jest zniszczona. Stajesz się bardziej samotna, w każdym widzisz fałsz. Nie umiesz nikomu zaufać. Jesteś sama z całym gównem i nie masz nikogo, kto może ci pomóc. Idziesz i czujesz, że to koniec. Samotność nie pozwala ci żyć. Jedyne co masz w sercu to ogromny ból. Sięgasz po żyletkę. Nazywasz ją przyjaciółką. Niestety, ona jest jedyna twoją przyjaciółką. To cię niszczy bardziej. Ciało pokryte bliznami. Tak właśnie widzę depresję. Depresja to samotność. Depresja to brak szczęścia. Depresja to pewna śmierć. Może jutro, może za dwa lata. Zależy jak bardzo silny jesteś.
Subskrybuj:
Posty (Atom)