sobota, 2 listopada 2013
Monotonia.
Monotonia. Każdy dzień wygląda tak samo. Wstaję, nakładam sztuczny uśmiech. Wykonuję normalne poranne czynności i udaję szczęście. Jem śniadanie. Idę się go pozbyć. Nie wiem w sumie po co je jem. Nie lubię jeść. Robię to tylko z przymusu. W końcu mam być idealna. Zdrowo się odżywiam, ćwiczę. Nie. Nie. Nie, nie nie i jeszcze raz nie. Nienawidzę tego co robię, ale nie umiem przestać. Jem, wymiotuję, uśmiecham się, jem i znów wymiotuję. Powinnam z tym walczyć. Łatwo mówić. Z otaczającym światem nie dało się walczyć. On przytłaczał. Raniłam. Byłam raniona. Jadłam, bo było źle. Wymiotowałam, bo za dużo zjadłam. Potem żałowałam tego i znów jadłam. W końcu stało się to nałogiem. Nie umiałam się tego pozbyć. Monotonia. Mama płakała. Tata krzyczał. Ja wymiotowałam. Z każdym dniem wyglądałam coraz gorzej. Ciało wyniszczone kwasem. Blada skóra. Prześwitujące kości. Mogłam policzyć każde żebro, każdą kość. Skóra była wręcz przezroczysta. Dźwięk spłukiwanych wymiocin był najczęściej słyszalnym dźwiękiem. W końcu przestałam jeść. Mama płakała więcej. Tata nie wytrzymywał. Kazał mi być normalną. Wmuszał jedzenie. Twierdził, że to dla mojego dobra, ale nie mogłam tak. Przestałam w ogóle jeść. Potem nie wytrzymałam. Zjadłam i zwymiotowałam. Monotonia. Brak normalnego życia. Pustka. Ból. Musiałam z tym skończyć. Musiałam pozbyć się tego nałogu. Powtarzałam, że ten raz będzie tym ostatnim. Tsaaaaa. Płakałam. Byłam wszystkiego świadoma. Nie umiałam jednak nic zmienić. Rodzice przestawali się mną interesować. To chyba zabolało najbardziej. Coś mi powiedziało, że to ten moment. Moment, by z tym skończyć. Potrzebowałam miłości. Teraz. Byłam tylko skóra i kośćmi. Brakowało we mnie człowieczeństwa. Brakowało we mnie duszy. Brakowało miłości. Opadałam z sił na muszle klozetową. Przełknęłam ślinę. Nie zrobiłam tego. Nie zwymiotowałam. Czułam się dziwnie. Dom otaczała cisza wyczekiwania. Wstałam. Podeszłam do rodziców. Powiedziałam, że ich kocham. Powiedziałam, że to koniec. Opadłam w ich ramiona. Tak, to koniec.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetnie piszesz :) W.
OdpowiedzUsuń