sobota, 19 kwietnia 2014

Głos.

Zamknięta w czterech ścianach. Słyszę głosy. Schi-zo-fre-nia. Schi-zo. Fre-nia. Jesteś okropna. Jesteś potworem. Jesteś zwierciadłem ludzkich nieszczęść. Siedzę w pokoju. Taki znajomy, ale nie wiem gdzie jestem. Widzę ludzi. Potem ich nie ma. Potem znów są. Ubrani w białe fartuchy przypominają zmarłych. Blade twarze z nienawiścią w oczach. Krzyczę. Znów to słyszę. Jesteś potworem. Śmiech. Przeraźliwy śmiech dziecka przeradzający się w krzyk demona. Widzę to. Płonę. Ogień pochłania moje ciało. Krzyczę. Moje palce skostniały z zimna. Płakałam nad szklanym blatem, w którym widziałam własne odbicie. Wypalone krwawymi łzami oczy patrzyły na mnie. Głosy widzą strach. Bo boisz się. Zauważają to w oczach. W pustych oczodołach pełnych nienawiści do świata. Wybiegam w nieznane. Zapominam co się dzieje. Zapominam co się działo. Głosy każą mi paść przed rządzami niewidzialnego diabła, który kazał mi paść przed jego martwym obliczem. Schi-zo. Fre-nia. Mieszałam fikcję z prawdą. Malowałam krwią obrazy. Podobizna człowieka na krzyżu, który cierpi za nic. Pochłania mnie ciemność. Zamykam na chwilę oczy. Wypełnia mnie znów ten przerażający dziecięcy śmiech. Biegam po labiryncie korytarzy. Dookoła mnie są lustra. Wbiegam w jedno z nich. Łamię je na tysiące kawałków, a sama nie czuję bólu. Usłyszałam szept. Umarłaś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz