czwartek, 29 sierpnia 2013

Umarłam.

Kiedyś nie rozumiałam ludzi, którzy się tną. Dziś nie rozumiałam samej siebie. Od zawsze wiedziałam, że to niszczy zamiast pomagać. Mimo wszystko spróbowałam. Pamiętam ten dzień do teraz. Moje zazwyczaj piękne i praktycznie doskonałe życie legło w gruzach. Straciłam wtedy wszystko. Śmierć odebrała mi kogoś, kogo kochałam. Nie umiałam sobie poradzić. Płakałam dniami i nocami, ból nie chciał zelżeć. Faszerowałam się tabletkami przeciwbólowymi, jakimiś na uspokojenie. Nic nie pomagało. Pragnęłam tylko, by on zniknął. W końcu sięgnęłam po nią. Żyletkę. Pamiętam pierwszą kreskę. Była krótka, jednak tyle wystarczyło, by poczuć delikatne pieczenie. Czułam ulgę. Przestałam czuć ten ból w środku. Pragnęłam więcej. Z czasem dochodziło coraz więcej kresek. Z początku pokonywały ten wewnętrzny ból. Czułam, że to jest jedyny ratunek. W końcu odkryłam, że tak pochłonęłam się w ratowaniu samej siebie, że zostałam sama. Sama ze swoimi problemami, a ona nie pomagała już tak jak dawniej. Ona niszczyła mnie bardziej od całego gówna zwanego życiem. Cięcia mnie niszczyły i było ich coraz więcej. Ból zewnętrzny już nie był taki jak na początku. Przyzwyczaiłam się do niego. Nie wiedziałam nawet kiedy to się stało. Byłam sama z nią. Ona była moim uzaleznieniem. Nie rozumiałam tego kim się stałam. Stałam się nikim. Umarłam.

środa, 28 sierpnia 2013

Płonę.

Czułam, że płonę. Paliłam się. Wszystko stanęło w ogniu. Mój umysł potrzebował ratunku, potrzebował wody. Inni zamiast mi pomóc, lali benzynę. Niszczyli mnie. Potrzebowałam wody. Wody! Dym zatykał mi usta. Nie umiałam mówić, nie umiałam się bronić. Potrzebowałam powietrza. W końcu dostałam wodę, zbyt dużo wody. Topiłam się. Potrzebowałam powietrza, po raz kolejny powietrza. Woda, której pragnęłam mnie zniszczyła, teraz potrzebuję powietrza i brak mi go. Potrzebowałam ognia, który miałam na początku. Pragnęłam chaosu. Tylko tak mogłam odzyskać ogień, tak mogłam odzyskać potrzebną mi wodę. Straciłam powietrze na zawsze. Zrozumiałam, że nie przywołam ognia. Sama musiałam go stworzyć. Wzięłam zapałkę. Zapaliłam ją. Rzuciłam. Przywołałam mój ogień. Stanął obok mnie i zapytał po co to wszystko. Odpowiedziałam krotko; po to, by cię odzyskać. Przytulił mnie. Oboje zaczęliśmy płonąć własnym ogniem. Po chwili pochłonął nas prawdziwy ogień. Nie baliśmy się. Widziałam jak ostre języki płomieni chłonął moje palce, ramiona, nogi, całe ciało. Jego także. Po chwili ujrzałam wodę, następnie powietrze. Woda była smutna, ale nie przejmowała się i niechętnie próbowała ratować. Powietrze mimo spalonych ciał, próbowało nas ostatkami sił utrzymać nas przy życiu. Spłonęłam razem z ogniem-moją miłością. Woda-znajomi, którzy byli dla zabawy, nie pomogli. Nie mieli jak. Powietrze. Powietrze, które jest niezbędne do życia. Powietrzem byli przyjaciele. Mimo tego jaka byłam starali się zawsze być, gdy umierałam, byli przy mnie i próbowali pomóc. jednak życie mnie zniszczyło i pozwoliłam sobie samej spłonąć. On, ten który sprawił ból, ale nadal kochał, spłonął razem ze mną. 




niedziela, 25 sierpnia 2013

Psychopata.

Nie wiedziałem kim byłem. Nie rozumiałem kim się staję. Nie wiedziałem co się dzieje. Wiedziałem tylko jedno. Nienawidziłem miłości. Miłość to syf. Boli jak cholera. Tak, miałem złamane serce. Złamane bez możliwości odratowania. Chciałem krzyczeć, odratować się. Ona mnie zniszczyła, zdradziła. Mówiła, że będzie dobrze. Kłamała. Złamała serce. Potem umarła we mnie na zawsze. Miłości nie ma. Zacisnąłem pięści. Nie ma jej. Była tylko dziewczyna, która się bawiła. Bawiła w miłość. Bawiła uczuciami. Teraz jej nie ma. Odeszła. Do teraz pamiętam moje zaciskające się palce na jej szyi. Pamiętam moje dłonie w jej krwi. Pamiętam moją furię, jej martwe ciało. Ona zniszczyła mnie, tak i ja zniszczyłem ją. Na zawsze. Już nigdy nie zrani. Nikt mnie nie zrani. Nienawidziłem ludzi. Chciałem się ich pozbyć. Chciałem ratować przed bólem i cierpieniem. Chciałem pozbyć się miłości. Tak też się stało.
Niszczyłem wszystko po kolei. Niszczyłem szczęście. Nie było dnia, kiedy obryzgany krwią niewinnych głupich nastolatków, którym wydaje się, że znają życie, wyrzucałem ich ciała do jakieś rzeki. Topiłem, śmiałem się im prosto w twarz. Patrzyłem z radością, jak krzyczeli. Dusiłem ich. Widziałem strach w ich oczach, a oni furię i nienawiść w moich. Mówiono, że byłem psychopatą, mordercą. Ja ich tylko ratowałem.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Pod wodą.

Czułam się jakbym była pod wodą. Wodą z myśli.. Zalewały mi umysł, oczy, usta. Zalewały całą mnie. Topiłam się. Z każdą sekunda coraz bardziej brakowało mi tchu. Topiłam się. Myśli mnie topiły. Krzyczałam próbując złapać oddech. Próbowałam sie czegoś złapać. Chwycić cokolwiek, co mnie od tego odciagnie. Brak tchu. Brak powietrza. Z każdej strony otwaczała mnie woda. Ona mnie nieszczyła. Niszczyły mnie moje myśli. Chwyciłam leżący nieopodal talerz. Rzuciłam nim w przestrzeń i patrzyłam jka sie zatapia. Nawet odgłos tłuczonego szkła mnie nie ratował. Nadal myślałam. Myślałam tylko o tym jak badzo boli. To była jego wina. To on mnie topił. Brak powietrza. Coraz wiecej wody...



!

Wszystkie opowiadania, które zamieszczam na tym blogu są przeze mnie wymyślone. Nigdy nie doświadczyłam niczego o czym tu piszę, dlatego radziłabym oszczędzić sobie komentarzy i hejtów typu "tniesz się". Dla informacji niktórych osób, one na mnie nie działają. Tylko się ośmieszacie. Tyle z mojej strony. :)

piątek, 16 sierpnia 2013

Straciłam...

Straciłam ich. Straciłam najlepszych przyjaciół. Straciłam chęci do życia. Straciłam wszystko. Płakałam. Krzyczałam. Bałam się. Uciekłam. Odeszłam do niego. Do tego, który mnie kochał. Podobno. Przyłapałam go. Robił To z inną. Płakałam więcej. Więcej też krzyczałam. Przepraszał. Uderzyłam go z otwartej dłoni. Uciekłam. Na świecie nie było miłości. Nie dla mnie. Straciłam ostatnią nadzieję. Na co? Na chęć do życia. Pragnęłam tylko znaleźć się przy nich. Wzięłam ją. Moją ostatnią przyjaciółkę. Nie mając miejsca na ramionach przyłożyłam ją do brzucha. Jej ostre języki nie dawały ulgi. Za bardzo bolało w środku. Nic nie mogło pomóc. Nic.
Dzień pogrzebu. Ich ciała w trumnach. Mój płacz. Okropna msza. Upadek na cmentarzu. Ciągnęło mnie w dół. Do nich. On też tu był. Podniósł mnie. Przytulił. Przeprosił. Nie ufałam mu. Nie wierzyłam w miłość. Teraz był dla mnie nikim. Odprowadził mnie do domu. Płaczącą. Załamaną. Krwawiącą w środku. Ona znów była potrzebna. Była użyta. Na nogach.
Nie chciał odejść. Wyrzuciłam go z domu. Spojrzałam w lustro. Krwawiąca na zewnątrz i w środku. Tak, to ja. Złapałam jakąś porcelanową figurkę i rzuciłam w lustro. Nie potrafiłam na siebie patrzeć. Poszłam spać. Chciałam obudzić się za parę dni. Chciałam, by wrócili. Obudziłam się parę godzin później. Było już ciemno. Nikogo nie było. Wstałam, rozebrałam się i spojrzałam na szczątki lustra. Dostrzegłam w nim rany. Rany i blizny. Poszłam spać dalej. Czułam, że są przy mnie. Tęskniłam. Wstałam wczesnym popołudniem. Wzięłam tabletki. Wzięłam butelkę wódki. Wzięłam żyletkę. Brałam po jednej tabletce na jedno cięcie. Będąc cała w krwi sięgnęłam po garść tabletek. Upadłam na morze szkła. Ostatkami sił wypiłam trochę wódki. Ostatkami sił widziałam jego. Widziałam jak bierze mnie w ramiona. Widziałam jak płacze nad moim już martwym ciałem.

środa, 14 sierpnia 2013

Boję się.

Niektórych ludzi da sie poznać po tym co robią. Można ujrzeć ich prawdziwą naturę w czymś co kochają. Widząc moje opowiadania, możesz poznać prawdziwą mnie. Niestety widzisz tylko zarys tego jaka jestem. Widzisz tnącą się nastolatkę, która żyje problemami. Prawda jest inna. Nie dstrzegasz jej, bo opowidania mówią co innego. Tylko wchodząc w głąb ich, dojrzysz, że tak naprawdę sie boję. Boję się życia, boję się śmierci. Boję się zakochać. Opowiadania mówia o osobie, która boję sie stać. Moje zycie to jeden wielki strach. Jesli zagłebisz się w tym co piszę, dojrzysz ten strach. Jeśli Ci się udało, to możesz być dumny. Znasz mnie. Wiesz jaka jestem, gdy cierpię. Wtedy się boję. Jesli sama Ci pokazałam jaka jestem, wiedz, że bezgranicznie Ci zaufałam. Zaufałam, pokazałam kim jestem, podzielilam się cierpieniem. Włożyłam Cię do własnego serca, które w każdym momencie może runąć. W każdym momencie może pokonać je strach. Proszę, dbaj o nie i nie zrań mnie.



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Do czasu...

Czułam, że jest ze mną coraz gorzej. Problemy zalewały mi głowę, potrafiłam tylko płakać. Bezsenne noce spędzałam na gapieniu się w ściany i myśleniu o tym wszystkim. Pragnęłam uciec, chciałam znaleźć się w jego ramionach i choć na chwilę zapomnieć o całym świecie. Pragnęłam miłości. Czułam, że kolejna noc spędzona na bezsensownym myśleniu, sprawia, że staję się nikim. Byłam nikim. Byłam egoistką. Byłam... potworem. Niszczyłam siebie i innych, nie chciałam tak żyć. Nie chciałam nikogo obarczać, nie chciałam być problemem. Uciekłam. Czułam się wolna, czułam, że teraz nikogo nie zawiodę. Mimo to nie byłam szczęśliwa. Nie umiałam. Bałam się. Był to strach gorszy od poprzednich. Tu w grę wchodziło moje życie, a może śmierć. Mając w małej torbie kilka najważniejszych rzeczy, udałam się na dworzec. Kupiłam bilet i nie rozglądając się za sobą, wsiadłam do pociągu kierującego się do Jego miasta. Znalazłam jedyny wolny przedział i weszłam do niego. Założyłam słuchawki i poniosłam się emocjom. Płakałam.
Bałam się coraz bardziej. Nie wiedziałam jak On zareaguje, nie wiedziałam nawet czy to czym mnie obdarzył było prawdą. Ja go kochałam, w jego zachowaniu jednak wyczuwałam drwinę, ale mimo to dobrze grał. Pociąg ruszył. Byłam sama. Poczekałam parę minut i wyjęłam moją jedyną przyjaciółkę. Wiedziałam, że to co robię było okropnym pomysłem, ale pragnęłam ulgi. Ciepłe krople krwi popłynęły po moim nadgarstku, a ja poczułam się gorzej. Nie powinnam tego robić. Kolejne kilka godzin spędziłam płacząc siedząc samotnie w przedziale. Strach pogłębiał się z każdą chwilą i w końcu do niego zadzwoniłam. Powiedziałam krótko, bez zbędnych wyjaśnień, że ma na mnie czekać o danej godzinie na dworcu i rozłączyłam się. Był tam. Już z daleka go widziałam, bał się. Widziałam przerażenie w jego oczach, które pogłębiało się z każdym krokiem bliżej niego. Nagle mnie dostrzegł, poczekał, aż podejdę i mocno przytulił. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam jego wsparcia, jego samego. Wziął moje dłonie i pocałował nadgarstki. Zaczęły piec, a po moich policzkach pociekły łzy. Przygarnął mnie do siebie i nie chciał wypuścić. Czułam się bezpieczna.
Po paru minutach bezsensownego stania, zabrał mnie do siebie, gdzie wszystko mu opowiedziałam. Wzięłam z jego biurka butelkę wódki, była ledwie napoczęta i zaczęłam ją pić małymi łyczkami. Czułam jak jej ostrość rozpala mnie od środka. Czułam jak zatracam się w opowieści. Czułam jego rękę wędrującą w okolicach mojej kobiecości. Nagle poczułam go w sobie. Nie wiem jak to się stało. Coś mi mówiło, że powinnam zaprotestować, ale ja go pragnęłam. Oddałam mu się. Byłam szczęśliwa u jego boku.
Do czasu, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Do czasu, gdy na mnie nakrzyczał. Do czasu, gdy kazał usunąć dziecko. Do czasu, gdy stałam się mordercą...

sobota, 10 sierpnia 2013

Cierpienie.

Cierpienie. Każdy ma taki okres w życiu kiedy je poczuł, ale co to? Cierpienie to ogromny ból. Czymże jest ból? Ból to znienawidzone uczucie, przez które stajemy się wrakiem samych siebie, nie jesteśmy sobą, tylko zgorzkniałą wersją kogoś kim byliśmy. Nie łatwo sobie z nim poradzić. Ból towarzyszy nam zawsze, lecz ujawnia się w najgorszych momentach, a my chcemy, żeby go nie było. Robimy wszystko. Zastępujemy go nowym, faszerujemy się chemią, odbieramy go sobie na zawsze. Pokazujemy jakimi jesteśmy tchórzami, tracąc najcenniejszy dar. Tchórzymy przed walką pozostawiając większe cierpienie po nas. Zostawiamy innych z bólem i widzimy jak oni są odważni. Są tacy, bo potrafią z nim żyć i pogodzić się z losem. Niestety, ja jestem tchórzem...




piątek, 9 sierpnia 2013

To.

Nie wiedziałam gdzie jestem. Czułam tylko ból. Potworny ból. Płakałam i krzyczałam na przemian. Bałam się. Chciałam przestać cierpieć. Im więcej protestowałam, tym bardziej bolało. Nie wiedziałam nawet gdzie odczuwałam ból. Był we mnie całej, czułam, że płonę. Czułam, że odchodzę. Nagle otworzyłam oczy, ujrzałam jakiegoś chłopaka. Widziałam w jego oczach pożądanie i szaleństwo, powtarzał ciągle, że mam nie krzyczeć. Udałoby mi się, gdybym nie czuła bólu. Łzy zalewały mi całą twarz. Wiedziałam już co się dzieje. Ból dochodził z tamtąd. To co sprawiło, że tak bardzo chciałam odejść, to był jego członek. Gwałcił mnie. Z każdym jego wejściem we mnie czułam się okropnie. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. On nie miał litości, widziałam jak jego ciało przechodziły dreszcze, miał orgazm, a ja się bałam. Położył się na mnie i wyjął swojego penisa. Ból o wiele gorszy od poprzednich, nadal płakałam. Zbliżył swoją twarz do mojej i brutalnie wepchnął mi język do gardła. Chciałam mu się wyrwać, ale nie miałam sił. Zaczął się śmiać i przytrzymał moje nadgarstki. Zerwał ze mnie stanik i rzucił gdzieś w krzaki, gdzie porzucona była reszta moich ubrań.
-Chcesz powtórkę?- zaczął się śmiać, a ja czułam na twarzy coraz więcej łez. Nagle uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni.- Zadałem ci pytanie.
Wyjąkałam protest, a on ponownie się zaśmiał i znowu we mnie wszedł. Nigdy nie czułam tak okropnego bólu jak teraz. Powieki nagle zaczęły mi ciążyć, czułam, że zaraz zniknę i ból się skończy. Pragnęłam tego. Ostatkami sił zauważyłam jak podbiega do nas dwóch chłopaków i odciągają mojego gwałciciela. Przeszywa mnie ostry ból.
Słyszę karetkę, podbiegają do mnie jacyś obcy ludzie. Boję się, wszystko mnie boli. Czuję jak mnie dotykają i krzyczę, słowa uspokojenia do mnie nie docierają. Boli. Zamykam oczy i czekam na koniec.

środa, 7 sierpnia 2013

Wizja.

-Twoja wizja własnej śmierci?- Padło z ust psychologa. Wiele razy mu o niej opowiadałam, ale za każdym razem była inna.
-Bardzo prosta. Garść tabletek, śpiączka, płukanie żołądka. Porażka. Zawsze tak było, że gdy gotowa byłam odejść, to coś mi nie pozwalało. Wielu, by się cieszyło z odzyskanej szansy, ja nie umiałam. Każda kolejna próba niszczyła mnie coraz bardziej, coraz bardziej chciałam zniknąć. Byłam tchórzem, bałam się życia, chciałam odejść i sprawić, że byli by szczęśliwi. Pragnęłam śmierci, ale zawsze kończy się to przegraną. Tak naprawdę niezależnie od tego, czy żyję, czy jednak bym umarła, to i tak jestem tchórzem. Bałam się życia, jak i śmierci. Chciałam tego, ale każda próba pokazywała jak cenne jest życie, potem nachodziła fala problemów i po raz kolejny pokazywałam jak bardzo się boję. Niekiedy jednak widzę wygraną. Własną śmierć. Setki ludzi, którzy przyszli tylko z przymusu, płaczących rodziców, ludzi którzy uważali się za moich przyjaciół. Widzę jak udają, bo tak naprawdę jestem niekochana.






poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Oczy.

-Widzę to. Widzę i czuję. Ból. Ból w twoich oczach połączony ze strachem, złością, przygnębieniem. To moja wina. Widzę to i nie zaprzeczysz. Jestem powodem twoich cierpień, złego nastroju, strachu. Nie rozumiem po raz kolejny co zrobiłam. Nie wiem dlaczego traktujesz mnie jak powietrze. Widzę to jak z każdą chwilą coraz bardziej mnie nienawidzisz i nie zaprzeczaj. To moja wina i oboje to wiemy...
Spojrzał na mnie z bólem w oczach i mieszaniną innych negatywnych emocji.
-Nie. To wina tego, że się w tobie zakochałem.
I odszedł.






niedziela, 4 sierpnia 2013

Ból.

-Cholera.- mruknęłam pod nosem. Wstałam z łóżka, potem znów na nim usiadłam, wstałam, okrążyłam kilka razy pokój i znów usiadłam.-Cholera!- tym razem krzyknęłam.
Czułam ból. Ból jaki przeżyłam tylko raz. Wtedy, gdy zmarła mi mama. Wstałam i usiadłam. Nie miałam co ze sobą zrobić, natłok myśli z każdą chwilą się powiększał, ból rósł, a żyletka leżała nieużywana od dawna w szufladzie. Nie mogłam tego zrobić, ale jednak coś mi nakazywało. Może złamane przed chwilą serce miało dość? Sama miałam dość wszystkiego. Bólu, cierpienia, życia. Wtedy w końcu byłam pewna, że ono mnie nienawidzi. Byłam pechowym pionkiem, który w tej grze wyrzucał same jedynki i znajdował się na strasznych polach. Nie umiałam tak żyć, wystarczająco dużo się nacierpiałam, ale to było najwyraźniej za mało. Sięgnęłam po nią i poczułam to czego mi brakowało. Słodkie i kojące cierpienie. Strużki krwi spływało po moim nadgarstku, a ja byłam pewna, że będzie lepiej. Myliłam się, ale nadzieja matką głupich jak to mówią...




Uśmiech.

Uśmiech. Niby coś tak prostego, a ile kosztuje wysiłku.
Nikt nie zdaje sobie z tego sprawy.
Nikt.
Nie wiemy tego do momentu, gdy nas samych rozdziera ból i pustka.
Wtedy poznajemy to uczucie, z każdym dniem jednak jest lepiej.
Zakładamy maskę, którą jest uśmiech i udajemy.
Udajemy, bo prawda boli.




sobota, 3 sierpnia 2013

On.

„Cały weekend spędziłam w domu. Czytałam, słuchałam muzyki, siedziałam na balkonie myśląc o nieznanym. Rodzice jechali na firmową imprezę, a ja miałam zapewnione kilka godzin spokoju. Bałam się tylko ich powrotu. Będą pijani, pokłócą się, tata uderzy mamę, a potem... Tak było i tym razem. Wrócili z dwójką znajomych i udawali szczęśliwą i bogatą rodzinę za jaką uchodziliśmy, ludzie w firmie taty myśleli, że nawet ja jestem szczęśliwa. Usiedli do stołu, pili i pili. Ja siedziałam w pokoju w nadziei, że tym razem będzie dobrze. Po odjeździe gości wybuchła wojna w domu. Płakałam bez przerwy i nagle usłyszałam huk. Ojciec uderzył matkę. Wiedziałam, że lada moment zjawi się i tu. Weszłam do pokoju i czekałam. On wparował do pokoju i zrobił to. Rzucił mnie na łóżko, a potem zdarł ubrania. W agonii wściekłości wszedł we mnie brutalnie, a ja krzyknęłam. Z każdym pchnięciem bolało coraz bardziej i głośniej krzyczałam. Jemu to sprawiało przyjemność, ja się czułam poniżona... Krzyczałam, a on robił to mocniej. W końcu krzyknął na mnie.
-Nie krzycz ty głupia szmato!
Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez i zrobiłam co mi kazał. Mój własny ojciec nazwał mnie szmatą. Zabolało bardziej niż cokolwiek innego. Mimo wszystko wiedział, że to przez niego nią jestem i jeszcze sprawiało mu to satysfakcję. Powtarzał, że tylko do tego się nadaję, więc potrzebuję praktyk. Śmiał się. Ja miałam dość…”
Przerwałam i spojrzałam na panię pedagog. W oczach tej zazwyczaj opanowanej kobiety krył się ból. Zauważyła, że na nią patrzę i kazała mi kontynuować.
„Nie wytrzymywałam. Kazał mi jęczeć, bo w końcu tak trzeba. Nie posłuchałam go i przestał we mnie wchodzić. Spojrzał z góry, w jego oczach kryła się złość. W moich strach. Uderzył mnie, tak jak poprzednio mamę. Zszedł ze mnie, podniósł i rzucił mną o ziemię jak szmacianą lalką. Znowu na mnie usiadł i uderzył z pięści. Nie za mocno, żeby nie było widać. Potem sobie poszedł zostawiając mnie kompletnie samą. Zaczęłam krzyczeć. Kolejny raz to zrobił. Kolejny raz skończyło się to tak samo.”
 

piątek, 2 sierpnia 2013

Barierka.



Wiedziała, że musi to zrobić. Serce rozdzierało ją z bólu, a barierka stała jedynie metr przed nią. Poczuła cieknącą łzę na policzku, którą otarła dłonią. W świetle ulicznej lampy dostrzegła czerwoną kreskę, podciągnęła rękaw i ujrzała ich więcej. Serce zabolało ją bardziej. Nie patrząc przed siebie podeszła do barierki i wychyliła się delikatnie. Ujrzała powód dla którego się tu znalazła. Samotność. Poleciała jej kolejna łza, lecz tej pozwoliła spłynąć. Musiała dać upust wszystkiemu, a ból z każdą chwilą się nasilał. Przeszła przez barierkę ujrzała kolejny powód. Jej rodzice. Matka piła, a ojciec gwałcił ją odkąd osiągnęła 11 lat. Bito ją, matka miała ją gdzieś, ojciec myślał tylko o jednym, a ona? Ona próbowała być silna i udawała, że jest szczęśliwa. Odchyliła się bardziej i z każdą sekundą coraz bardziej czuła, że musi to zrobić. Wydała z siebie okrzyk. Czuć w nim było strach i wściekłość. To co czuła przez ostatnie 6 lat. Z cieknącymi po policzkach łzami wychyliłam się jeszcze bardziej i zrozumiała, ze musi to zrobić. Dzieliło ją tylko jakies 20 centymetrów betonu poza barierką i jej ręce, które utrzymywały ją nadal przy życiu. Wtedy ujrzała ostatni powód dla którego tu jest. Śmierć jedynej osoby, której ufała i którą kochała. Jej jedynej przyjaciółki. Nie miała nikogo innego, całe życie była samotnikiem, ale ona była kimś komu mogła powiedzieć wszystko i skoczyć nawet w ogień.Trzymała się barierki i zaczęła krzyczeć. Zobaczyła twarz swojej przyjaciółki i puściła się. Gdy spadała w przepaść jakieś 15 metrów w dół widziała każde najmniejsze wspomnienie, które sprawiało jej ból, a moment spadania dłużył się i dłużył. W końcu ujrzała ją. Jedyną osobę, która jest jej bliska i zrozumiała, że to już. Skończyła ze sobą raz na zawsze.



                                       

Kładka II

Zahaczyłam nim o moje koronkowe rajstopy i rozdarłam je na całej długości i szerokości ud. Przypomniałam sobie wszystkie słowa, które usłyszałam i zaczęłam je ryć w skórze. Dźwięk rozcinanej skóry idealnie komponował się z wszechobecną ciszą. Ból sprawiał, że czułam się lepiej. Oprócz słów, zrobiłam sobie kilka kresek. Delektowałam się bólem, pieczeniem i ciepłą krwią spływającą z moich nóg na murek. Nie było na nich żadnego miejsca, na którym nie znajdowała się nawet kropla krwi. Schowałam żyletkę do torby.
  Wyjęłam z niej paczkę chusteczek, wyciągnęłam jedna sztukę. Zaczęłam ocierać nogi. Krew wsiąkała w chusteczkę, a kreski i słowa było coraz bardziej widoczne. Po zużyciu kilku sztuk, każda najmniejsza kreska była wyraźna. Czerwona i wyraźna.
  Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Oświetliłam swoje nogi i przyjrzałam się ranom dokładniej. Spływały po nich resztki krwi, a najgorszy potok już minął.
Nie zastanawiając się co robię, włączyłam aparat, flesz i zrobiłam zdjecie swoich ud. Wiedząc, że żadna z tych plastykowych suk nie ma mojego numeru, wysłałam zdjęcie do ich przywódczyni. Ona tez go nie miała. Nie dopisałam nic. Zdjęcie mówiło wszystko.
  Wstałam, wzięłam zeszyt i włożyłam go do torby. Z ponownie zaczynającymi krwawić nogami udałam się na kładkę i patrzyłam wprost przed siebie z miną triumfu. Cieszyłam się, że to zobaczą, bo może to przemówi do ich rozumu i poczują się tak jak ja. Albo nie ?
  Wracałam do domu, słuchając tym razem Black veil brides. Ich muzyka zagłuszała wszystkie myśli. Idąc ciężkim krokiem, patrzyłam w dół. Nagle cos sprawiło, że podniosłam wzrok i ujrzałam jakiś typów idących z naprzeciwka. Gapili się na moje nogi, a ja niczym się nie przejmując zaczęłam się śmiać. W ich oczach krył się strach. Ja poczułam się szczęśliwa widząc, że ich to obrzydza. Miałam nadzieję z taką samą miną ujrzeć te idiotki. Właśnie to potrafi zrobic inność z człowiekiem. Cieszyć się z nienawiści innych. Minęłam ich śmiejąc się i patrząc im prosto w oczy. Schyliłam się i przejechałam po nogach , z których spływała odrobina krwi. Strach i obłęd. Tylko to dało się u nich zauważyć.
Było coś około 1, gdy wrócilam do domu. Każdy już spał, a ja udałam się do swojego pokoju. Tam sięgnęłam po żyletkę i dokończyłam woje kładkowe dzieło, śmiejąc się i wspominając ich strach.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Kreska.


Stary zapomniany wiersz...

Jedna kreska
Druga kreska
Trzecia kreska
Jedno cięcie
Drugie ciecie
Trzecie cięcie
Kropla krwi
Strużka krwi
Ból, cierpienie
Czwarte cięcie
Piąta kreska
Więcej krwi
Wiecej bólu
Kreska
Krew
Ból
Ulga...

Samobójcza cisza.

Samobójcza cisza przerywana jedynie dźwiękami Dead Skin Mask Slayer'a. Nie było nikogo. Żadnych samochodów, ludzi, żadnego nawet najmniejszego szumu wiatru. Samobójcza cisza.
Stałam na moście oparta o barierkę. Ona była jedyną przeszkodą, którą łatwo dało się pokonać. Spojrzałam przed siebie. Tory, kilka przejeżdżajacych pociągów, pojedyncze światła. Oślepiona ich blaskiem zamknęłam oczy. W jednej chwili zobaczyłam wszystko. Moment, gdy ukradłam żyletkę. Po chwili fragment, gdy zamykam się w swoim pokoju i przykładam jego ostre końce do przedramienia. Pierwsza kreska, odrobina krwi. Druga głębsza.
To było niesamowite uczucie. Kawalek metalu, a sprawił, że przestałam czuć ból. Przestałam czuć wszystko. Od tego momentu robiłam to coraz częściej. Gdy brakowało miejsca, cięłam się na brzuchu i udach, a gdy stare miejsca się goiły i zrobiły to w pełni, znów je atakowałam.
Otworzyłam oczy, a po chwili wylały się z nich łzy. Z tym jednym momentem powróciło wszystko. Problemy, ból, złość, odrzucenie, tęsknota...
Ponownie zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Jeszcze jeden i jeszcze raz...
Absolutnie nie zastanawiając się nad tym co robię, przełożyłam jedną nogę przez barierkę, a potem drugą. Usiadłam na niej i dalej wsłuchiwałam się w Slayer'a. Uświadamiając sobie, że cały czas płaczę, otarłam łzy i spojrzałam w dół.
-To tylko kilka metrów.- usłyszałam swój głos. Po raz ostatni wsłuchałam się w samobójczą ciszę i przeszłam z powrotem przez barierkę. To nie mój czas. Dalej słuchajac metalu, lecz zmieniajac repertuar na Slipknota udałam się do domu.
Następnego dnia, obudziłam się wyjątkowo wcześnie i kierując się wyłącznie instynktem, udałam się do salonu, gdzie rodzice oglądali reportaż o wisielcu z naszego miasta.
On też poczuł tą samobójczą ciszę. To był jego czas. A ja? Ja nadal gram w grę o nazwie "Życie"...

Ja.

Może zacznę od opisania siebie. Problematyczna, kreatywna, zbyt ufna, naiwna. Moją pasją jest pisanie samobójczych i problematycznych opowiadań, i o tym też będzie ten blog. Inspirację łapię z corowych zespołów, typu Suicide Silence, Black Veil Brides, Bring Me The HorizonSą moim natchnieniem, czymś bez czego nie byłabym sobą. Nie przypisuję się do żadnej z subkultur, choć można uznać mnie za połączenie metala i emo, jak kto woli. Nie tnę się, nie mam myśli samobójczych, bawię się w Project Butterfly, jestem sobą. To tyle.