niedziela, 25 sierpnia 2013

Psychopata.

Nie wiedziałem kim byłem. Nie rozumiałem kim się staję. Nie wiedziałem co się dzieje. Wiedziałem tylko jedno. Nienawidziłem miłości. Miłość to syf. Boli jak cholera. Tak, miałem złamane serce. Złamane bez możliwości odratowania. Chciałem krzyczeć, odratować się. Ona mnie zniszczyła, zdradziła. Mówiła, że będzie dobrze. Kłamała. Złamała serce. Potem umarła we mnie na zawsze. Miłości nie ma. Zacisnąłem pięści. Nie ma jej. Była tylko dziewczyna, która się bawiła. Bawiła w miłość. Bawiła uczuciami. Teraz jej nie ma. Odeszła. Do teraz pamiętam moje zaciskające się palce na jej szyi. Pamiętam moje dłonie w jej krwi. Pamiętam moją furię, jej martwe ciało. Ona zniszczyła mnie, tak i ja zniszczyłem ją. Na zawsze. Już nigdy nie zrani. Nikt mnie nie zrani. Nienawidziłem ludzi. Chciałem się ich pozbyć. Chciałem ratować przed bólem i cierpieniem. Chciałem pozbyć się miłości. Tak też się stało.
Niszczyłem wszystko po kolei. Niszczyłem szczęście. Nie było dnia, kiedy obryzgany krwią niewinnych głupich nastolatków, którym wydaje się, że znają życie, wyrzucałem ich ciała do jakieś rzeki. Topiłem, śmiałem się im prosto w twarz. Patrzyłem z radością, jak krzyczeli. Dusiłem ich. Widziałem strach w ich oczach, a oni furię i nienawiść w moich. Mówiono, że byłem psychopatą, mordercą. Ja ich tylko ratowałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz