Czułam, że jest ze mną coraz gorzej. Problemy zalewały mi głowę, potrafiłam tylko płakać. Bezsenne noce spędzałam na gapieniu się w ściany i myśleniu o tym wszystkim. Pragnęłam uciec, chciałam znaleźć się w jego ramionach i choć na chwilę zapomnieć o całym świecie. Pragnęłam miłości. Czułam, że kolejna noc spędzona na bezsensownym myśleniu, sprawia, że staję się nikim. Byłam nikim. Byłam egoistką. Byłam... potworem. Niszczyłam siebie i innych, nie chciałam tak żyć. Nie chciałam nikogo obarczać, nie chciałam być problemem. Uciekłam. Czułam się wolna, czułam, że teraz nikogo nie zawiodę. Mimo to nie byłam szczęśliwa. Nie umiałam. Bałam się. Był to strach gorszy od poprzednich. Tu w grę wchodziło moje życie, a może śmierć. Mając w małej torbie kilka najważniejszych rzeczy, udałam się na dworzec. Kupiłam bilet i nie rozglądając się za sobą, wsiadłam do pociągu kierującego się do Jego miasta. Znalazłam jedyny wolny przedział i weszłam do niego. Założyłam słuchawki i poniosłam się emocjom. Płakałam.
Bałam się coraz bardziej. Nie wiedziałam jak On zareaguje, nie wiedziałam nawet czy to czym mnie obdarzył było prawdą. Ja go kochałam, w jego zachowaniu jednak wyczuwałam drwinę, ale mimo to dobrze grał. Pociąg ruszył. Byłam sama. Poczekałam parę minut i wyjęłam moją jedyną przyjaciółkę. Wiedziałam, że to co robię było okropnym pomysłem, ale pragnęłam ulgi. Ciepłe krople krwi popłynęły po moim nadgarstku, a ja poczułam się gorzej. Nie powinnam tego robić. Kolejne kilka godzin spędziłam płacząc siedząc samotnie w przedziale. Strach pogłębiał się z każdą chwilą i w końcu do niego zadzwoniłam. Powiedziałam krótko, bez zbędnych wyjaśnień, że ma na mnie czekać o danej godzinie na dworcu i rozłączyłam się. Był tam. Już z daleka go widziałam, bał się. Widziałam przerażenie w jego oczach, które pogłębiało się z każdym krokiem bliżej niego. Nagle mnie dostrzegł, poczekał, aż podejdę i mocno przytulił. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam jego wsparcia, jego samego. Wziął moje dłonie i pocałował nadgarstki. Zaczęły piec, a po moich policzkach pociekły łzy. Przygarnął mnie do siebie i nie chciał wypuścić. Czułam się bezpieczna.
Po paru minutach bezsensownego stania, zabrał mnie do siebie, gdzie wszystko mu opowiedziałam. Wzięłam z jego biurka butelkę wódki, była ledwie napoczęta i zaczęłam ją pić małymi łyczkami. Czułam jak jej ostrość rozpala mnie od środka. Czułam jak zatracam się w opowieści. Czułam jego rękę wędrującą w okolicach mojej kobiecości. Nagle poczułam go w sobie. Nie wiem jak to się stało. Coś mi mówiło, że powinnam zaprotestować, ale ja go pragnęłam. Oddałam mu się. Byłam szczęśliwa u jego boku.
Do czasu, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Do czasu, gdy na mnie nakrzyczał. Do czasu, gdy kazał usunąć dziecko. Do czasu, gdy stałam się mordercą...
Koniec zajebisty. Masz talent :) W.
OdpowiedzUsuń