niedziela, 4 sierpnia 2013

Ból.

-Cholera.- mruknęłam pod nosem. Wstałam z łóżka, potem znów na nim usiadłam, wstałam, okrążyłam kilka razy pokój i znów usiadłam.-Cholera!- tym razem krzyknęłam.
Czułam ból. Ból jaki przeżyłam tylko raz. Wtedy, gdy zmarła mi mama. Wstałam i usiadłam. Nie miałam co ze sobą zrobić, natłok myśli z każdą chwilą się powiększał, ból rósł, a żyletka leżała nieużywana od dawna w szufladzie. Nie mogłam tego zrobić, ale jednak coś mi nakazywało. Może złamane przed chwilą serce miało dość? Sama miałam dość wszystkiego. Bólu, cierpienia, życia. Wtedy w końcu byłam pewna, że ono mnie nienawidzi. Byłam pechowym pionkiem, który w tej grze wyrzucał same jedynki i znajdował się na strasznych polach. Nie umiałam tak żyć, wystarczająco dużo się nacierpiałam, ale to było najwyraźniej za mało. Sięgnęłam po nią i poczułam to czego mi brakowało. Słodkie i kojące cierpienie. Strużki krwi spływało po moim nadgarstku, a ja byłam pewna, że będzie lepiej. Myliłam się, ale nadzieja matką głupich jak to mówią...




3 komentarze:

  1. Super! jestem fanką twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. nadzieja matką głupich, ale jednocześnie: nadzieja umiera ostatnia :) W.

    OdpowiedzUsuń