środa, 28 sierpnia 2013

Płonę.

Czułam, że płonę. Paliłam się. Wszystko stanęło w ogniu. Mój umysł potrzebował ratunku, potrzebował wody. Inni zamiast mi pomóc, lali benzynę. Niszczyli mnie. Potrzebowałam wody. Wody! Dym zatykał mi usta. Nie umiałam mówić, nie umiałam się bronić. Potrzebowałam powietrza. W końcu dostałam wodę, zbyt dużo wody. Topiłam się. Potrzebowałam powietrza, po raz kolejny powietrza. Woda, której pragnęłam mnie zniszczyła, teraz potrzebuję powietrza i brak mi go. Potrzebowałam ognia, który miałam na początku. Pragnęłam chaosu. Tylko tak mogłam odzyskać ogień, tak mogłam odzyskać potrzebną mi wodę. Straciłam powietrze na zawsze. Zrozumiałam, że nie przywołam ognia. Sama musiałam go stworzyć. Wzięłam zapałkę. Zapaliłam ją. Rzuciłam. Przywołałam mój ogień. Stanął obok mnie i zapytał po co to wszystko. Odpowiedziałam krotko; po to, by cię odzyskać. Przytulił mnie. Oboje zaczęliśmy płonąć własnym ogniem. Po chwili pochłonął nas prawdziwy ogień. Nie baliśmy się. Widziałam jak ostre języki płomieni chłonął moje palce, ramiona, nogi, całe ciało. Jego także. Po chwili ujrzałam wodę, następnie powietrze. Woda była smutna, ale nie przejmowała się i niechętnie próbowała ratować. Powietrze mimo spalonych ciał, próbowało nas ostatkami sił utrzymać nas przy życiu. Spłonęłam razem z ogniem-moją miłością. Woda-znajomi, którzy byli dla zabawy, nie pomogli. Nie mieli jak. Powietrze. Powietrze, które jest niezbędne do życia. Powietrzem byli przyjaciele. Mimo tego jaka byłam starali się zawsze być, gdy umierałam, byli przy mnie i próbowali pomóc. jednak życie mnie zniszczyło i pozwoliłam sobie samej spłonąć. On, ten który sprawił ból, ale nadal kochał, spłonął razem ze mną. 




3 komentarze:

  1. Świetnie, nie wiem jak inaczej można by to ująć :) W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boze to cudowne czytam twojego bloga kilka dni i chce wiecej i wiecej...

    OdpowiedzUsuń