Straciłam ich. Straciłam najlepszych przyjaciół. Straciłam chęci do życia. Straciłam wszystko. Płakałam. Krzyczałam. Bałam się. Uciekłam. Odeszłam do niego. Do tego, który mnie kochał. Podobno. Przyłapałam go. Robił To z inną. Płakałam więcej. Więcej też krzyczałam. Przepraszał. Uderzyłam go z otwartej dłoni. Uciekłam. Na świecie nie było miłości. Nie dla mnie. Straciłam ostatnią nadzieję. Na co? Na chęć do życia. Pragnęłam tylko znaleźć się przy nich. Wzięłam ją. Moją ostatnią przyjaciółkę. Nie mając miejsca na ramionach przyłożyłam ją do brzucha. Jej ostre języki nie dawały ulgi. Za bardzo bolało w środku. Nic nie mogło pomóc. Nic.
Dzień pogrzebu. Ich ciała w trumnach. Mój płacz. Okropna msza. Upadek na cmentarzu. Ciągnęło mnie w dół. Do nich. On też tu był. Podniósł mnie. Przytulił. Przeprosił. Nie ufałam mu. Nie wierzyłam w miłość. Teraz był dla mnie nikim. Odprowadził mnie do domu. Płaczącą. Załamaną. Krwawiącą w środku. Ona znów była potrzebna. Była użyta. Na nogach.
Nie chciał odejść. Wyrzuciłam go z domu. Spojrzałam w lustro. Krwawiąca na zewnątrz i w środku. Tak, to ja. Złapałam jakąś porcelanową figurkę i rzuciłam w lustro. Nie potrafiłam na siebie patrzeć. Poszłam spać. Chciałam obudzić się za parę dni. Chciałam, by wrócili. Obudziłam się parę godzin później. Było już ciemno. Nikogo nie było. Wstałam, rozebrałam się i spojrzałam na szczątki lustra. Dostrzegłam w nim rany. Rany i blizny. Poszłam spać dalej. Czułam, że są przy mnie. Tęskniłam. Wstałam wczesnym popołudniem. Wzięłam tabletki. Wzięłam butelkę wódki. Wzięłam żyletkę. Brałam po jednej tabletce na jedno cięcie. Będąc cała w krwi sięgnęłam po garść tabletek. Upadłam na morze szkła. Ostatkami sił wypiłam trochę wódki. Ostatkami sił widziałam jego. Widziałam jak bierze mnie w ramiona. Widziałam jak płacze nad moim już martwym ciałem.
Straszne trochę, brutalne i świetnie napisane, ale mam nadzieję, że to coś nigdy nie będzie prawdą :) W.
OdpowiedzUsuń